[WIOSNA 2025] RAPORT MECZOWY - 1 KOLEJKA PLAY-OFF

Teraz dopiero zaczęła się prawdziwa piłkarska zabawa.
Faza play-off. Sprawdźcie jak oczami i piórem naszych koordynatorów wyglądały te spotkania.
To był prawdziwy futbolowy spektakl. Fortuna Łódź i FC S.V.G. stworzyły widowisko, które na długo zostanie w pamięci kibiców. Mecz zakończył się remisem 9:9, a bramka wyrównująca dla FC S.V.G. padła w ostatniej akcji spotkania.
Od samego początku obie drużyny grały bardzo ofensywnie. Szybkie tempo, efektowne akcje i grad bramek sprawiły, że mecz był niezwykle atrakcyjny dla oka.
Fortuna Łódź kilkukrotnie wychodziła na prowadzenie, pokazując dobrą organizację gry i skuteczność w ataku. Na szczególne wyróżnienie zasługują Marcin Juras oraz Damian Kołaciński, którzy zdobyli po trzy bramki i byli motorem napędowym swojego zespołu.
FC S.V.G. nie ustępowało i konsekwentnie goniło wynik. Najjaśniejszą postacią był Dmytro Chernenko, autor czterech goli, który przez cały mecz stwarzał zagrożenie pod bramką rywala.
Gdy wydawało się, że Fortuna dowiezie zwycięstwo, FC S.V.G. przeprowadziło jeszcze jedną akcję, zakończoną golem na 9:9 tuż przed końcowym gwizdkiem.
Mecz z gatunku tych, które mogą zaważyć na końcowym układzie tabeli. Dzbany Łódź (2. miejsce) mierzyli się z silverSAINTS Cochise Burger (3. miejsce) – i dokładnie tak, jak przystało na starcie ścisłej czołówki, emocji nie brakowało od pierwszej do ostatniej minuty.
Pierwsza połowa to pokaz świetnej organizacji Dzbanów – zespół funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna. Ofensywa działała bez zarzutu, a indywidualnie błyszczał Maciek Danecki, który zanotował hat-tricka, siejąc spustoszenie w obronie rywali. Wspomagał go Mateusz Olczak, dorzucając bramkę i asystę, a także mądrze rozgrywając piłkę między liniami.
Ale prawdziwym highlightem spotkania była bramka bramkarza Dzbanów – Patryka Kosteckiego. Nie był to przypadek ani rozpaczliwe wybicie – to było techniczne uderzenie z jego połowy, które przeszło całe boisko i z chirurgiczną precyzją wylądowało w siatce. Trafienie, które z miejsca mogłoby kandydować do bramki kolejki.
SilverSAINTS nie zamierzali odpuszczać, a ciężar ofensywy wziął na siebie Adam Dwojak – 3 gole i asysta to wynik robiący wrażenie. Robił, co mógł, by utrzymać swój zespół w grze, i przez moment wydawało się, że dogonienie Dzbanów jest w zasięgu.
W końcówce jednak górę wzięła lepsza organizacja i konsekwencja Dzbanów. Mimo mocnego naporu rywali, zespół z Łodzi utrzymał prowadzenie i sięgnął po bardzo ważne 3 punkty w bezpośrednim starciu z rywalem z podium.
Mecz pełen jakości, walki i pięknych akcji – to był kawał dobrego futbolu.
Pewna robota Fortuny – Joker bez szans
Fortuna Łódź od pierwszej do ostatniej minuty dyktowała warunki – to był pokaz dominacji, świetnego rozegrania i zespołowej dyscypliny. Mecz zakończył się wynikiem 8:4, ale przewaga Fortuny była znacznie wyraźniejsza niż sugeruje to sam rezultat. Od początku grali swoją piłkę: szybkie wymiany, precyzyjne podania i znakomita kontrola tempa.
Najwięcej szkody Jokerowi wyrządzili Tomasz Włoskowicz (hat-trick, asysta i miejsce w „6 kolejki”) oraz Błażej Kubuszkajtys, który poza dwoma golami zaliczył też asystę i otrzymał najwyższe wyróżnienie SuperStar. Swoje dorzucili również Patryk Kmieciak i Fabian Kędzierski, dając zespołowi pewny bufor bramkowy, który pozwolił kontrolować mecz do końca.
A.K.S Joker próbował nawiązać walkę – Adrian Magnussen zdobył 2 bramki i zapisał się jako najjaśniejszy punkt swojego zespołu. Nawet mimo żółtej kartki dla Fortuny i grając w przewadze na początku 1 połowy ich przewaga nie podlegała dyskusji. To zwycięstwo pokazuje, że Fortuna celuje w coś więcej niż tylko spokojne miejsce w tabeli – grają jak zespół, który ma apetyt na podium.
Jednak to było za mało, by zatrzymać Fortunę, która tego dnia wyglądała jak maszyna – zgrana, skuteczna i głodna punktów.
Ostatnia kolejka sezonu zasadniczego przekreśliła szansę Namaszczonych o grę o medale. Niespodzianka i porażka z ostatnią drużyną w tabeli (Leserami) spowodowała, że pierwszą kolejkę play-off gospodarze musieli zagrać z nieprzewidywalnymi i zawsze groźnymi zawodnikami AntyFutbol. Ci drudzy poradzili już sobie z ogromnymi problemami kadrowymi i na to spotkanie wyszli na „galowo”. Już od samego początku spotkania mieliśmy możliwość oglądania bardzo szybkiego i ciekawego meczu. Bez wątpienia nowy nabytek Namaszczonych – Łukasz Madajczyk miał w to ogromny wkład. Tym transferem Wojtek Pasikowski trafił w 10.
Pierwsze minuty spotkania to przysłowiowe „oko za oko”, a wynik 3-3. Po tym szalonym początku Namaszczonym udało się scementować obronę, nie tracąc siły w ataku. Dzięki takiej grze wyszli na trzybramkowe prowadzenie. W jednej z ostatnich akcji meczu Pasikowski skapitulował i wynik do przerwy to 6-4.
W drugą połową AntyFutbol wszedł z mocnym przekazem – TANIO SKÓRY NIE SPRZEDAMY i szybko doprowadzili do remisu. Całe to spotkanie stało na głowie dwóch zawodników Madajczyka (Namszczeni) i Gołębiowskiego (AntyFutbol), i z za linii bocznej można było odnieść wrażenie że chłopaki toczą ze sobą jakiś niepisany pojedynek strzelecki. Górą wyszedł z tego spotkania zawodnik gospodarzy prowadząc swój zespół do wygranej 15-12.
Gorąco zachęcam do obejrzenia tego spotkania bo było w nim wszystko czego chcemy oglądać w piłce nożnej. Wymiana ciosów, piękne gole i kartki. Namaszczeni są już 100% pewni utrzymania w lidze, taki obrót spraw przekreśla szansę AntyFutbolu na pozostanie w 2 lidze.
Mecz pomiędzy drużynami Rainbow i FlowStar był pełen emocji i wielu bramek. Ostateczny wynik 12:9 na korzyść Rainbow potwierdzał dominację tej drużyny w drugiej połowie spotkania.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 6:3 dla Rainbow, jednak w drugiej części meczu obie drużyny zaprezentowały ofensywną grę i strzeliły razem aż 15 bramek. Wysoki wynik potwierdzał intensywność rywalizacji oraz zaangażowanie zawodników.
Najbardziej wartościowym zawodnikiem meczu został wybrany Krystian Wojtczak, który swoimi bramkami oraz zaangażowaniem wpłynął znacząco na wynik spotkania. Adrian Cieślak z drużyny Rainbow został otrzymał od przeciwników superstara za swoje świetne interwencję, natomiast Stanisław Dudziński z FlowStar został wyróżniony w swojej drużynie przez przeciwników.
Mecz pomiędzy Rainbow i FlowStar dostarczył wielu emocji i pięknych akcji. Ostateczne zwycięstwo Rainbow potwierdzało ich wysoką formę oraz skuteczność w ataku. Obydwie drużyny zaprezentowały się z dobrej strony, co świadczyło o ich wysokim poziomie sportowym.
Obie drużyny były dobrze zorganizowane i miały swoje momenty dominacji. W pierwszej połowie obie strony grały ofensywnie, co zaowocowało sześcioma bramkami. Druga połowa była już bardziej zdominowana przez drużynę Flex, która zdobyła cztery bramki i ostatecznie wygrała mecz 7-3. Dominik Bartosiak został uznany za MVP ze względu na skuteczność w ataku i asysty, podczas gdy Mikołaj Raźny i Vladyslav Lahoshnyi byli prawdziwymi skałami na bramce w swoich zespołach. Poziom meczu był wysoki, a obie drużyny pokazały dużą determinację i umiejętności. Flex odnosząc to zwycięstwo zbliżył się do SilverSAINTS na cztery punkty i na pewno emocje w walce o drugie miejsce w tabeli jeszcze nie są zakończone.
W meczu na szczycie 3. Łódzkiej Ligi Fanów lider tabeli, zespół Kobra, zmierzył się z zajmującym trzecią pozycję Niechciani FC. Spotkanie zapowiadało się emocjonująco, jednak boiskowa rzeczywistość okazała się jednostronna – Kobra rozgromiła rywali aż 10:2, potwierdzając swoją dominację w lidze.
Bohaterem meczu był bezsprzecznie Vladyslav Komlyk, który popisał się hat-trickiem i asystą, będąc motorem napędowym ofensywy Kobry. Zespół zaprezentował się znakomicie pod względem organizacji gry, skuteczności i zgrania, dominując od pierwszego do ostatniego gwizdka.
Niechciani FC, choć ambitnie walczyli i zdołali zdobyć dwie bramki, nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonych liderów tabeli. Dla gości była to bolesna, ale cenna lekcja przed kolejnymi spotkaniami.
Kobra umacnia się na pozycji lidera, a ich forma budzi respekt w całej lidze
W meczu pomiędzy FC Shtorm a Turbokozaki padł wynik 21:2 na korzyść drużyny FC Shtorm. Już w pierwszej połowie gospodarze zdobyli imponującą przewagę 7:0 nad rywalami.
Niezwykle skutecznym zawodnikiem tego spotkania okazał się Bohdan Smoliar, który zdobył aż 7 bramek, stając się najlepszym strzelcem meczu. Jego występ został doceniony przez koordynatora, który przyznał mu tytuł MVP tej konfrontacji.
Bohdan Smoliar został także okrzyknięty SuperStar FC Shtorm za swoje fenomenalne umiejętności strzeleckie oraz ogromny wkład w zwycięstwo swojego zespołu. Jego determinacja i klasa na boisku sprawiły, że był nie do zatrzymania dla obrony przeciwnika.
FC Shtorm zdecydowanie dominowało w tym meczu i zasłużenie wygrało z Turbokozakami. Ich gra była widowiskowa i efektywna, co pozwoliło im na pokazanie się z jak najlepszej strony. Obydwa zespoły zasługują na uznanie za walkę na boisku, ale tym razem to FC Shtorm okazał się najsilniejszy.
W pierwszej kolejce fazy play-off IV Ligi drużyna SAWO Gruz Arena odniosła efektowne zwycięstwo nad FC po Nalewce, wygrywając 8:5. Mecz był pełen ofensywnej gry i widowiskowych akcji.
Bohaterem spotkania został Brajan Gielnik, który popisał się fenomenalną skutecznością, zdobywając 4 bramki. Świetnie zaprezentował się również Enrico Monti, który zanotował 3 asysty i dołożył jednego gola, będąc motorem napędowym drużyny SAWO.
Dla pokonanych dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Kamil Banaszczyk, jednak jego trafienia nie wystarczyły, by odwrócić losy spotkania.
To był mecz o srebrny medal w IV lidze. Sami byliśmy ciekawi jak się może to rozstrzygnąć i najbliżej bylibyśmy postawienia na remis w tym pojedynku.
Początek meczu i od razu mocne uderzenia Spirytu, niesamowicie skuteczni!
Przez cały mecz było widać doskonałą komunikacje Imbor i Wolankiewicz. Długa piłka na pole karne od kapitana od gwiazdy Spirytusów i gol. Nie sądzimy, że było to ćwiczone, ale jednak Team Spiryt gra już ze sobą długo i nie zmienia składu, więc zgranie jest naturalne.
Po przeciwnej stronie dwoił się i troił braci Tashibana Pachla. Trzeba przyznać, że to na nich w ostatnich tygodniach spoczywa odpowiedzialność za grę. Widać było brak Damiana Pęczka i może jego osoba spowodowały, że mecz byłby bliżej remisu. Mimo wszystko dało się odczuć, że Team Spiryt ma ten mecz pod kontrolą i wygraną z Toyotą mocno przybliżył ich do srebra.
Jeżeli zagrają w ten sposób w następnej kolejce z Fireball to na ich szyjach zawiśnie srebro.
Pierwszy mecz fazy play-off w grupie spadkowej. Obie drużyny zakwalifikowały się do gry w strefie spadkowej, ale tabela była bardziej przyjemna dla zespołu Obwodnicy, którzy podczas trwającego sezonu zdobyli 21 oczek, a tylko gorszy bilans bramkowy spowodował że nie grają o podium. Nasze rozgrywki przyzwyczaiły już nas wiele razy że miejsce w tabeli przed meczem może być mylne. I właśnie w taki sam sposób rozpoczęło się to spotkanie. Problemy personalne w ekipie gości tego spotkania sprawiły że na bramce musiała stać Basia Borkowska. Pierwsze minuty na nowej pozycji nie były na pewno dla niej komfortowe i widać było w grze rodzynka z Obwodnicy sporo niepewności i niewymuszonych błędów co bardzo szybko wykorzystali goście wychodząc na trzybramkowe prowadzenie. Po tym zimnym prysznicu do ataku przystąpili zawodnicy w niebieskich strojach, a z minuty na minutę ich bramkarz notował co raz więcej udanych interwencji. Do przerwy udało im się zniwelować straty do jednej bramki (4-5).
Druga połowa to jakby odbicie lustrzane pierwszej. Jakub Karlikowski wziął sprawy w swoje ręce i natchnął swoich kolegów i koleżankę do odwrócenia wyniku. Poskutkowało to wyjściem na prowadzenie 7-5. Kiedy wszyscy myśleli już że Toyota dopisze kolejną porażkę do swojego konta ci wyprowadzili dwa ataki które ustaliły wynik spotkania na remis (7-7). Toyota „umacnia” się na ostatnim miejscu w tabeli, natomiast Obwodnica jest już pewna 4 miejsca w lidze.
W ramach 1 kolejki Play Off Łódzkiej Ligi Fanów doszło do starcia na szczycie – niepokonany lider tabeli, ST Drakkart, zmierzył się z czwartym zespołem rozgrywek, Fireball Squad. Mecz zakończył się efektownym zwycięstwem faworytów 10:2.
Od pierwszego gwizdka ST Drakkart narzucił swój styl gry, dominując w każdym aspekcie meczu. Kapitalne zawody rozegrali Igor Krzyżanek i Bartosz Bargiel – obaj zawodnicy popisali się hat-trickami, będąc kluczowymi postaciami ofensywy lidera. Kolejne trafienia dołożyli również inni gracze Drakkartu, a przewaga bramkowa tylko rosła z każdą minutą.
Fireball Squad starał się odpowiadać, lecz przy takiej intensywności i skuteczności rywali trudno było o jakiekolwiek punkty. Dwa honorowe trafienia nie wystarczyły, by zagrozić dominującym w tym sezonie zawodnikom Drakkartu.
Piłkarskie widowisko pełne emocji! Cucarachas triumfują nad FK Kryvbas
Wczorajszy pojedynek pomiędzy FK Kryvbas a Cucarachas dostarczył nam prawdziwego spektaklu futbolowego. Wynik 5:11 mówi sam za siebie—obie drużyny zaprezentowały znakomitą skuteczność w ataku i wysoką jakość gry.
Pierwsza połowa była prawdziwym rollercoasterem emocji. FK Kryvbas zakończyło ją na prowadzeniu 4:3, a wszyscy mogli podziwiać intensywne tempo i dynamiczne wymiany ciosów. Po przerwie Cucarachas weszli na murawę z nową energią, przejmując inicjatywę i dominując rywali, zdobywając aż siedem goli.
Na miano MVP zasłużył Christian Brodowski, który nie tylko zdobył hat-tricka, ale również perfekcyjnie organizował grę swojego zespołu. Na wyróżnienie zasługują także Oleh Kadylovych z FK Kryvbas oraz Błażej Prasnowski z Cucarachas, których zaangażowanie dodało widowisku jakości.
Mecz pełen zwrotów akcji, spektakularnych bramek i niezapomnianych emocji z pewnością na długo pozostanie w ich pamięci. Gratulacje dla Cucarachas za imponujące zwycięstwo i uznanie dla FK Kryvbas za walkę do końca. Jeśli kolejne starcia będą równie ekscytujące, to możemy spodziewać się kolejnych niezapomnianych widowisk!
Cios za cios, gol za gol – remis pełen ognia i emocji!
Spotkanie Znicza z Iskrą było prawdziwą bombą emocji – tempo, walka i grad bramek od pierwszej do ostatniej sekundy. Mecz zakończył się widowiskowym remisem 7:7, ale to tylko fragment historii. Przez całe spotkanie to Iskra była na prowadzeniu, a Znicz musiał gonić wynik – i robił to z determinacją godną największych. Do przerwy remis 3:3, a po zmianie stron nadal trwała otwarta wymiana ciosów, z lekkim wskazaniem na Iskrę.
Wydawało się, że to właśnie Iskra Bęben dowiezie trzy punkty, ale w ostatnich minutach popełnił błędy, które kosztowały zwycięstwo. Znicz wykorzystał je bezlitośnie, doprowadzając do remisu niemal równo z końcowym gwizdkiem
Znicz napędzali głównie Michał Marciniak (hat-trick i 2 asysty – występ na pełnym gazie) oraz Oliwier Szemiot, który zdobył 2 gole i dorzucił asystę. Po stronie Iskry błyszczał Konrad Ambroziński z 2 bramkami oraz Filip Sztuka, który również dwukrotnie trafiał do siatki. Kreatywnością imponował Patryk Kmieciak, który zanotował dwie asysty, a ofensywny udział mieli także Zborowski i Stasiak – obaj z golem i asystą na koncie.
Mecz zakończył się rzadko spotykanym remisem 7:7, który pokazał, że w piłce nie ma nic pewnego do ostatniego gwizdka. Znicz znów pokazał charakter, a Iskra musi przełknąć gorzki smak wypuszczonego zwycięstwa.
Pierwsza połowa? Naprawdę niezła. Spizgani weszli w mecz z werwą, potrafili się odgryźć, a Qlevel musieli się chwilami naprawdę spiąć, żeby trzymać przewagę. Do przerwy 2:4 — i wydawało się, że wszystko jest jeszcze w zasięgu.
Ale po zmianie stron Qlevel pokazali, kto dziś rozdaje karty. Weszli na wyższy bieg i… odjechali. Mocno, bez litości.
Na pierwszy plan wyszedł Oleksandr Lavryniuk — nie tylko 3 bramki, ale też perfekcyjne dowodzenie całym zespołem. Grał jak kapitan bez opaski — ustawił wszystkich, pociągnął grę i zamknął dyskusje.
Świetnie też zaprezentował się Dmytro Berehovyi – 2 gole i 3 asysty, a do tego masa pracy między liniami. Qlevel grali z głową, precyzyjnie, a ich liderzy tylko potwierdzili klasę.
U Spizganych? No cóż…
Adrian Gradek, który zwykle jest jak mur z betonu, tym razem wyglądał, jakby… nie wziął swoich granulatów przed meczem. Paru interwencji zabrakło, parę razy zabrakło koncentracji — a jak nie działa ostatnia linia obrony, to wszystko się sypie.
Do tego w defensywie dwoił się i troił Kuba Szymczak, czyli nasz niezawodny „Polski Pobega”. Robił co mógł, rzucał się do każdej piłki, ale sam nie zdołał utrzymać całej tamy, kiedy Qlevel wrzucili piąty, szósty i siódmy bieg.
FC Fenix podejmował AGKS w starciu, które dostarczyło kibicom wiele emocji. Mecz zakończył się wynikiem 6-3 na korzyść gospodarzy, którzy od samego początku narzucili swój rytm.
Już w pierwszej połowie FC Fenix zdobył trzy bramki, odpowiadając jedynie na jedno trafienie przeciwnika. W drugiej połowie obie drużyny kontynuowały intensywną grę, ale to gospodarze mieli przewagę, zdobywając kolejne trzy gole.
Najskuteczniejszym zawodnikiem meczu okazał się Robert Górski, który zanotował hattricka dla AGKS. Jednak to Jair Antonio Benitez został wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania oraz SuperStar FC Fenix za swoje wszechstronne umiejętności.
FC Fenix zasłużenie zwyciężył, prezentując widowiskową grę i skuteczne wykończenie. AGKS walczyło dzielnie, jednak nie zdołało zagrozić dominacji gospodarzy.
O kurczę, ale to był mecz pełen emocji i bramek na pęczki! Billy Boys kontra Zibi Team to było coś, ludzie! Wynik 15:6, no kurde nieźle, prawda? Od samej pierwszej połowy było wiadomo, że to będzie porywające widowisko. 8-3 do przerwy, ale to jeszcze nie koniec!
Bramki leciały jak z rękawa, aż 21 w sumie! Bez kitu, obie drużyny dawały z siebie wszystko. Ale największą gwiazdą tego wieczoru był Jan Dłabich z Billy Boys, MVP i SuperStar na jednej pozycji! Chłopak po prostu rozpędził się i rozgryzł przeciwników jak lew. Ale nie możemy zapomnieć o Adamie Kuropatwińskim z Zibi Team, który też pokazał klasę i został wybrany Super Star swojej drużyny .
O 17:30 na boisko wparowały Tigersi i Wsioki z Łodzi, z tymi drugimi w roli faworytów. Początek meczu to istny festiwal pudłowania – piłka latała wszędzie, tylko nie do siatki, jakby zawodnicy grali w „kto trafi w trybuny”. W końcu Wsioki przełamali klątwę i wpakowali gola, ale Tigersi, nie chcąc być gorsi, szybko odpowiedzieli. Wsioki jednak nie odpuściły, dorzucając jeszcze dwa trafienia przed przerwą i zeszły do szatni przy wyniku 3:1, pewnie już planując, jak uczcić zwycięstwo swojską imprezą. Po przerwie na boisko wkroczyli bramkarze w roli głównych aktorów: Michał Miśkiewicz z Tigers i Eryk Wiśniewski z Wsioków bronili jak w transie, jakby mieli w rękawicach magnesy. Ale Wsioki, z ich wiejską zadziornością, zaczęły dominować, jakby na boisku rozstawiły traktory. Przewaga rosła, a Tigersi wyglądali, jakby zapomnieli, gdzie jest bramka rywali. Ostatecznie Wsioki zgarnęli pewne zwycięstwo w pierwszej kolejce play-offów.
Knurinhos roznieśli fc lewy 11:6 (do przerwy 6:2) w 50-minutowym rollercoasterze! Od pierwszego gwizdka Knurinhos rzucili się na rywala z pełnym impetem, młynem pressingowym i kontrami wyprowadzanymi jak błyskawica. W 25. minucie tablica pokazywała już 6:2, bo Patryk Koźlik, późniejszy MVP, był wszędzie tam, gdzie trzeba – wykańczał akcje, szukał wolnych przestrzeni i robił zamieszanie w polu karnym przeciwnika.
Druga połowa to dowód na to, że Knurinhos potrafią utrzymać gaz przez pełne 50 minut: kolejne szybkie ataki, błyskawiczne przechwyty i skuteczne wykończenia doprowadziły do dwucyfrowego wyniku. Koźlik dorzucił w sumie cztery bramki, a jego wyczucie momentu w decydujących akcjach decydowało o przewadze gospodarzy. Fc lewy walczyli do końca, potrafili wprawdzie trafić cztery razy po przerwie, ale za każdym razem otwarta defensywa pozwalała Knurinhos odjechać jeszcze dalej.
Festiwal goli, intensywność od pierwszej do ostatniej sekundy i przede wszystkim postawa Patryka Koźlika jako strzelca i motora ofensywy – to zadecydowało o wyniku. Fc lewy pokazali ambicję, lecz przy tak agresywnym stylu Knurinhos i braku stabilności w obronie ciężko było myśleć o odwróceniu losów spotkania. Kolejny dowód, że Knurinhos są w gazie, a fc lewy muszą popracować nad szczelną defensywą, jeśli chcą stawiać czoła takim zespołom. Następne mecze zapowiadają się równie gorąco!
Od samego początku było wiadomo, że Cedepe Klatuu nie przyszli tu tylko pograć — oni przyszli robić porządek. Choć Szybcy i Zgrzani jak zwykle weszli w mecz z energią, to z każdą minutą stawało się jasne, że tego dnia będą musieli uznać wyższość rywali.
W pierwszej połowie zgrzani jeszcze trzymali tempo, starając się niwelować przewagę, ale Cedepe Klatuu konsekwentnie punktowali, jakby grali z gotowym scenariuszem w ręku. Do przerwy 3:7 — i choć wynik już wtedy wyglądał groźnie, to prawdziwa nawałnica miała dopiero nadejść.
W drugiej części meczu błysnął Michał Janiak, autor 4 bramek i 3 asyst, który robił na boisku wszystko — dogrywał, kończył, dyrygował. Gdyby miał jeszcze czas podlać boisko i zjeść banana, pewnie też by się wyrobił. Z taką formą zgarnia tytuł MVP bez dwóch zdań.
Nieco z boku, ale równie skutecznie punktował też Łukasz Kąpa, który dołożył 5 trafień i asystę, zostawiając po sobie ślad w protokole meczowym i zapewne ból głowy w defensywie przeciwników.
Cedepe Klatuu tego dnia byli jak dobrze naoliwiona maszyna — konkretni, szybcy, skuteczni. Szybcy i Zgrzani? Cóż, tym razem bardziej zgrzani niż szybcy. Ale liga trwa dalej, a zemsta smakuje najlepiej… w kolejnym meczu.

Ostatnie wpisy




